Depozytariusze tradycji

Termin folklor po raz pierwszy został użyty przez Williama Thomsa vel Ambrose’a
Mertona w liście z roku 1846 do czasopisma „The Atheneum”. Jest on złożeniem dwóch
wyrazów języka angielskiego: ”folk” – tłumaczonego jako „lud, ludowy” oraz „lore” –
rozumianego jako „wiedza ludu, przekaz ustny.” Na gruncie nauki polskiej termin ten
pojawił się kilkadziesiąt lat później w roku 1888 na łamach czasopisma „Wisła”.

Folklor to niezwykle szerokie i bogate pojęcie, które obejmuje różne formy aktywności człowieka,
między innymi są to: literatura ustna, na którą składają się mity, baśnie, bajki,
podania, legendy, anegdoty, dowcipy, przysłowia, zagadki, wierzenia, zabobony, teksty
toastów, formuły magiczne i inne; wyróżniamy także taniec ludowy oraz elementy kultury
materialnej: sztukę ludową, stroje ludowe, instrumenty muzyczne oraz architekturę. Kolejnym
rodzajem jest „folklor widowiskowy” – zwyczaje i obrzędy (również obrzędy przejścia – rites de passages),
święta, zabawy dziecięce, rytuały in. Przyznać trzeba, że folklor obejmuje swym znaczeniem
wiele różnych czynności. O folklorze, jego definiowaniu, rozumieniu i zmianach w nim zachodzących,
napisano już wiele. Dziś chciałabym zastanowić się nad
jednym z aspektów związanych z folklorem – jego kolektywnym charakterze i nosicielach folkloru,
czy, jak to dziś mówimy, – depozytariuszach tradycji.

Fot. Bäumer, Maurycy, źródło: Polona.

„Śpiewać każdy może…”

Bardzo ważną cechą folkloru jest jego kolektywność. Poszczególne elementy tworzone i
przekazywane są w ramach określonej społeczności, muszą więc uwzględniać jej etos, być
wyrazem wspólnego postrzegania świata przez daną grupę. Owa „wiedza ludu” i  „przekaz ustny”
– to coś wspólnego, coś dostępnego wszystkim przedstawicielom danej kultury.

Z kolektywnością związana jest również anonimowość autorstwa. Uznaje się, że
wytwory folkloru nie mają autorów we współczesnym rozumieniu autora jako kreatora,
twórcy. W pewnym sensie, nieco abstrakcyjnie, można powiedzieć, że twórca ludowy jest
swoistym medium transmitującym działania kolektywu jako całości.

Fot. Marcinkowski Zdzisław, źródło: Polona.

Folklor jest kolektywny, jest też egalitarny – potencjalnie każdy członek danej społeczności może stać się wykonawcą.
Mark Slobin w Krótkiej historii folku (Folk Music. A Very Short Introduction) zauważa, że każdy czasem śpiewa, i w tym sensie śpiewacy ludowi są wszędzie. Być może nie są oni wykształceni muzycznie i nie znają nut, ale są gotowi by stać się muzykiem w odpowiedniej chwili (zob. Slobin 2011: 15). Związane jest to z faktem przekazu tradycji (przekaz oralny i bezpośredni).

Profesjonalizacja

Mimo tego, że „śpiewać każdy może”, i w folklorze śpiewają wszyscy, część z przedstawicieli danej kultury, z powodu zacięcia, umiejętności, tradycji rodzinnej, a także możliwości (społecznych, finansowych, czasowych) zostaje mniej lub bardziej profesjonalnymi twórcami folkloru – np. weselnymi muzykami.
Droga do tego czasem bywa długa, zdobycie instrumentu trudne, a nauka mozolna (ważną rolę w procesie uczenia muzyki na wsi odgrywa także – zwłaszcza w początkowym okresie muzykowania – autodydaktyka).

Muzykanci z Podhala, źródło: Polona.

Cechą wiejskiego nauczania muzyki jest nabywanie praktycznych umiejętności poprzez wierne naśladownictwo. Chodzi tutaj o proces powtarzania: nauczyciel gra jakąś melodię, a uczeń stara się ją jak najwierniej powtórzyć.

Często muzycy pierwszy instrument wykonują sobie sami – piszczałki robią np. z bzu; dłubią sobie skrzypce. Często ten pierwszy instrument jest niedoskonały ale innego nie ma, lub też nie ma możliwości finansowych, by sobie taki lepszy instrument sprawić.

Wielu muzyków to samoucy, którym ktoś, pokazał jak się gra, a resztę musieli sobie przyswoić sami, ze słuchu i z obserwacji.
Niektórzy terminowali u innych starszych muzykantów, i co dość istotne, często za naukę płacili w naturze – np. wypasając muzykantowi krowy, czy inaczej pomagając w gospodarstwie.

Tacy zawzięci instrumentaliści, jeśli nauczyli się grać, stawali się profesjonalistami (o ile każdy może śpiewać, już nie każdy mógł grać, ze względu na różne ograniczenia, choćby natury finansowej) – grywali na codziennych potańcach, odprowadzali młodych do ślubu i przyprowadzali ich z kościoła, pogrywali weselnikom „pod nogę”. W zamian za to otrzymywali wynagrodzenie – pieniądze, a zatem świadczyli usługi, za które im płacono.

Sprzężenie zwrotne

 Ale nawet profesjonalni muzykanci tworzący kapele (o regionalnie zróżnicowanych składach kapel przygrywających pod czas wesela pisałam tutaj), i w bardziej wyrafinowany sposób transmitujący lore, przez cały czas pozostawali częścią danej społeczności, byli istotnym pierwiastkiem folk. Co niezwykle ciekawe, między tymi profesjonalistami, a pozostałą częścią społeczności zachodziło coś, co w folklorystyce określane było jako „sprzężenie zwrotne”.

Sprzężenie zwrotne możliwe było dzięki temu, że wszyscy, nawet (chwilowo) pasywni użytkownicy danej kultury rozumieli ją, wyrażała ona znane im wartości za pośrednictwem zrozumiałego języka – jak zauważa Adam Czech: „nie każdy był muzykantem (…) [ale- przyp. E.G.] niemal każdy śpiewał te utwory, które muzykanci grali – i na odwrót” (Czech, Sprzedawcy Wiatru, 2008: 105). Takie sprzężenie zwrotne następowało na przykład wtedy, gdy śpiewak podczas wesela wykonywał zaimprowizowaną ad hoc przyśpiewkę, którą muzycy chwilę później odgrywali:

przeważnie tak po zabawach, po zapustach się chodziło. Ktoś nas zatrzymywał, i przyśpiewywał coś, o tam jakieś kilka słów, no i trzeba było to zagrać, no i my tam obeszli w koło czy dwa razy i drugi znów tam stawał, znów tam miał jakieś przyśpiewkę i tego, tak jak był taki muzykant, co od razu do tej melodii co on zaśpiewał to jeszcze dorobił tam jakieś przygrywkę i tego i to ładnie wyglądało, i tak sobie przyśpiewywali i to w dużo miejscach, przeważnie tam było na przecince tak, tam byli takie starsze już tam tego śpiewaki na Nowej Wsi, na Kliekaczu tam, na Przewłoce też, bo tamtędy się chodziło po zabawach, po tych zapustach różnych, tak…a teraz tego nie ma
(Wywiad z Antonim Bednarzem z Tomaszowa Lubelskiego przeprowadzony w 2009 roku przez autorkę).

 

Dawniej i dziś

 Dawniej depozytariuszami tradycji byli niemalże wszyscy członkowie danej społeczności. Dziś, we współczesnym i zglobalizowanym świecie sytuacja ta uległa zmianie, w jednych regionach były to przemiany mocniejsze, w innych bardziej umiarkowane. Współcześnie w wielu kulturach już nie wszyscy są depozytariuszami tradycji, na co wpływ ma zmiana trybu życia, media masowe, kultura popularna, globalizacja, laicyzacja, podążanie za modą, i odchodzenie od tradycji jako tej, która nie tyle przestała pełnić funkcję wyroczni, organizacji życia społeczno-kulturalnego oraz materialnego, ale jest dziś jedną z dróg, które można wybrać. Dziś zatem niektóre kultury posiadają swoich pojedynczych depozytariuszy, którzy dbają o przekaz kulturowy, podczas gdy pozostała część danej społeczności zatraciła swoje umiejętności natychmiastowego „wejścia w rolę” (i np. wymyślenia i zaintonowania przyśpiewki na weselu). Jest już jednak temat na kolejną opowieść.

W tekście użyto fragmentów pracy magisterskiej: E. Grygier, 
Drewniany flet poprzeczny w polskiej muzyce ludowej: 
tradycja i zmiana (UAM 2011).

Fot. Bäumer, Maurycy, źródło: Polona.

 

 

Dodaj komentarz